TAKIE TRUDNE MIŁOSIERDZIE. Przeciw banalizacji miłosierdzia
O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy – skarżył się Jezus s. Faustynie – […] dusza wyznaje, żejestem Święty i Sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem Miłosierdziem; nie dowierza mojej dobroci. […]Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła Moich Rąk sąukoronowane Miłosierdziem” (Dzienniczek, p. 299-301).Minęło zaledwie kilkadziesiąt lat od tej rozmowy Faustyny z Jezusem, a potoczne rozumienieMiłosierdzia uległo w Kościele Katolickim biegunowej zmianie. Miłosierdzie zostało odczytane jakopowszechna abolicja gładząca hurtem nawet najcięższe grzechy, a w sprawiedliwość Bożą wierzą jużtylko nieliczni. Jeśli piekło jest puste („Przecież Bóg nie byłby taki okrutny”), to niebo też jest doniczego. Jeśli wszystkie winy mają być bezwarunkowo darowane, to stawia to w wątpliwość sensOfiary Jezusa na Krzyżu, jako ofiary za nasze grzechy. Po co Zbawiciel schodził na Ziemię, nauczał,ustanawiał Eucharystię, dał się przybić do Krzyża, skoro po wstąpieniu do Nieba i tak machnął nawszystko ręką?Miłosierdzie to współdziałanie grzesznika z Bogiem, otwarcie na Bożą łaskę, w celu złagodzeniaBożej sprawiedliwości. Pseudo-miłosierdzie zwane ostatnio mizerykordyzmem to dyskretne ikonsekwentne, ale za to całkowite wygumkowanie Bożej sprawiedliwości z historii zbawienia.Czy na pewno o tym Jezus mówił Faustynie?
Jak znaleźć właściwy język dla opisu kryzysu, w którym znalazł się obecnie Kościół katolicki? Czy dasię zachować krytycyzm wobec niebezpiecznych zmian w nauczaniu kościelnym i jednocześniezachować nadzieję na przyszłość? Taką drogę wybrał ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz w jegoksiążce na temat fałszywego miłosierdzia, które to rozpanoszyło się w Kościele.Na pewno jest to ważny głos w obecnej debacie na temat kondycji katolicyzmu.
Paweł Lisicki